Przekombinowana (rodzina pisarzy) historyjka z chwilowymi problemami głównych bohaterów (rozwód na trochę, ćpanie na chwilę, k.....wo do pierwszej miłości, itp.). Rozumiem, że może się wielu, wielu osobom podobać, ale nie rozumiem, że aż tak bardzo. Byłoby aż tyle samotności w narodzie?
Film prościutki, jak budowa cepa, w całości podporządkowany wywoływaniu pozytywnych, lecz bardzo tanich uczuć. Ktoś tu zakwalifikował go do kategorii dramatu i komedii... A to przecież jednoodcinkowa opera mydlana.
Filmy dzielą się na dwa rodzaje - dobitnie zmuszające do zastanowienia się i takie, nad którymi zastanawia się tylko uczuciowy i/lub mądry człowiek. Ten należy do drugiej kategorii.
Nasze życie to zbiór błahostek i decyzji, które podejmujemy bez namysłu - po prostu. Oglądając film też przyjmujemy, że coś się stało - po prostu. Nie interesują nas powody. Zakładamy, że postać podjęła ta decyzję tak, jak my podejmujemy swoje - po prostu. Życie ludzi, którzy czują nie jest proste. Rusty należał do takich ludzi. Moim zdaniem jest to świetna postać do pochylenia się nad nią, inspiracja do długich rozmyślań dla wielu młodych ludzi, którzy są tacy jak on: uczuciowi i otwarci.
Proponuję zacząć rozmyślania od takich pytań: Czy Kate zdradziła Rusty'ego? Może została zgwałcona jak była już nieprzytomna.
Jak Rusty zaprosił Kate na Święto Dziękczynienia? Mieli jakiś kontakt? Wybaczył jej? Może po prostu wysłał jej e-mail? W takim razie, odczytała go? Cholera, może po prostu nie mogła dotrzeć z przyczyn losowych - wypadek, awaria samochodu etc.
Miłego myślenia ;)
Treść jest tu mniej istotna niż Ci się wydaje, bo - a ciągle mówię o swoim odbiorze - płaska scenariuszowo, aktorsko i reżysersko.
Aktorsko?! Aksolutnie. Greg Kinnear, Jennifer Connelly, Lily Collins, Logan Lerman... To wszystko porządni rzemieślnicy. Może nie geniusze aktorstwa, ale pokazali to, co mieli pokazać. Do tego Nat Wolff - rodząca się (wtedy) gwiazda kina młodzieżowego - który ma taką prostotę przekazywania emocji. Masz prawo powiedzieć, że zawiodła Liana Liberato, mogła pokazać więcej swojego talentu, który niewątpliwie ma.
Jeśli chodzi o scenariusz i reżyserię... No cóż: Josh Boone... On wie, jak zrobić dobry film w tym segmencie, ale jest niedoświadczony, można mu wybaczyć pewne potknięcia. Nie wiem, czy reżyser podporządkował sobie muzykę i kamerę, ale jeżeli tak, to w tym miejscu poradził sobie świetnie. Naprawdę dobrze to wszystko współgrało.