Spodziewałem się czegoś lepszego... U mnie w mieście nawet nie grali tego filmu w kinach i w sumie się nie
dziwię, bo jest przeciętny, wręcz nudny.
Strasznie lubię Braffa jako aktora, ale reżyserowanie mu wychodzi średnio.
Po Garden State spodziewałem się od Wish I Was Here czegoś przynajmniej tak dobrego.
Fabuła oklepana - bliska osoba głównego bohatera jest śmiertelnie chora, bla bla, nagle na łożu
śmierci staje się lepszym człowiekiem, przeprasza wszystkich, których skrzywdził, oni mu wybaczają
i odchodzi świadomy, że wszyscy go kochają. Widziałem już takich wiele czy to w filmach, czy serialach i nie zaskoczył mnie niczym nowym.
Po części film był też komedią, ale jakoś za specjalnie się nie uśmiałem, a po kim jak po kim, ale po Braffie spodziewałem
się dobrych scen komediowych, ale zamiast tego ciągłe bluzgi, ale nie zawsze rzucanie k***ami na prawo i lewo wywołuje u ludzi śmiech...
Miło było znów zobaczyć JD i Turka raz jeszcze. Szkoda, że jego rola była tak
krótka. I to chyba jedyny pozytyw tego filmu.