"Jaskinie serca" jest kobiecym ekwiwalentem napompowanego testosteronem kina akcji. Zamiast mężczyzn, bohaterami są kobiety; zamiast broni mamy raniące do żywego słowa; zamiast walki i strzelanin, mamy cierpienie emocjonalne. Jednak zasada jest ta sama, eksploatacja, eksploatacja, eksploatacja. W zamierzeniu film o przebaczeniu, o odzyskiwaniu straconego czasu i rozliczeniu z przeszłością, w rzeczywistości jest nudną i poetycznie rozhisteryzowaną przypowieścią o niczym. Film epatuje scenami emocjonalnych konfliktów, w ten sam sposób, co kino akcji epatuje bezsensowną przemocą. Brakuje w nim jakiejś głębszej myśli, chwili zastanowienia. Czasami reżyserka ma przebłyski talentu (scena kiedy Clint wypowiada ostatnie swoje słowa), lecz są one rzadkie i wystawiają cierpliwość widza na ciężką próbę.
Naprawdę nie warte obejrzenia.