Typowa debilna produkcja Netflixa. Twócy tego czegoś zrobili z Wiedźminem to samo, co Lauren Schmidt: wleźli zabłoconymi butami w materiał źródłowy, wszystko porozwalali, zabrali parę błyszczących świecidełek, powstawiali swoje pomysły (totalnie oderwane i niepasujące!), po czym zaprezentowali to światu z dumą trzylatka pokazującego rodzicom swój pierwszy dziecięcy bohomaz.
Lista zmian i wypaczeń oryginału jest po prostu porażająca. Ale nawet ona traci na znaczeniu w obliczu finałowej bitwy. To już nie jest nawet "swobodna interpretacja", tylko po prostu "brutalny gwałt zbiorowy". Ludzie walczący ramię w ramię z potworami, nie widzący w tym niczego złego - w tym momencie wyłączyłem film w diabły, musiałem to rozchodzić. Dopiero po paru godzinach byłem w stanie dokończyć, już tylko kręcąc głową ze smutkiem.
Sami się zastanówcie: ludzie nienawidzą wiedźminów, bo są oni mutantami, odmieńcami. Ale jednak ludźmi. I dlatego z byle powodu ludzie łączą siły z o wiele bardziej parszywymi i odrażającymi monstrami rodem z sennego koszmaru. Nie wiem, jak tam zdrowie pana DeMayo, ale powinien udać się do psychiatry lub odstawić twarde narkotyki.
Nie wiem, czy to przez projekt lokacji i bohaterów czy samą animację, ale w ogóle nie ma tutaj słowiańskiego charakteru ani klimatu. Całość równie dobrze mogłaby dziać się w Japonii i bym się nie zorientował. Nie usłyszymy nawet jednego soczystego i kwiecistego dialogu, tak charakterystycznego dla książek i gier. Nawet jednego!
Więcej - nie ma tu prawie nic ze świata Sapkowskiego. Elfy, parę potworów - i... to wszystko. Oczywiście wszędzie nawciskano kolorowych postaci (na szczęście obeszło się bez homoseksualizmu), a elfy posłużyły jako materiał do promocji tolerancji. Tyle dobrego, że tym razem nie udało im się do końca spartolić Silnej Kobiecej Postaci (absolutnie obowiązkowy element każdej produkcji Netflixa), jest nawet akceptowalna.
Naprawdę trudno jest mi tu znaleźć jakieś dobre strony. Aktorzy głosowi zdali egzamin, muzyka daje radę, animacja jako taka jest dobra. Gdybym nigdy w życiu nie czytał książek ani nie grał w gry, to bym ją uznał za całkiem poprawną. I tyle.
"...Sami się zastanówcie: ludzie nienawidzą wiedźminów, bo są oni mutantami, odmieńcami. Ale jednak ludźmi. I dlatego z byle powodu ludzie łączą siły z o wiele bardziej parszywymi i odrażającymi monstrami rodem z sennego koszmaru..."
Zastanowiłem się, w filmie ludzie nienawidzą wiedźminów bo oni tworzą potwory, i ich oszukują.
Ludzie nie łączą sił z potworami tylko czarodziejka z lisicą, tworzy jej portal aby tamta mogła nasłać potwory i zemścić się na wiedźminach za to co jej zrobili. Podwójny motyw zemsty i oklepane wróg mojego wroga.
"...Oczywiście wszędzie nawciskano kolorowych postaci (na szczęście obeszło się bez homoseksualizmu)..."
Jest gej wiedźmin.
"...Gdybym nigdy w życiu nie czytał książek ani nie grał w gry, to bym ją uznał za całkiem poprawną. I tyle."
Książek nie czytałem jedynie opowiadania i w gry grałem. Przy filmie bawiłem się świetnie i jest zdecydowanie lepszy niż gry Wiedźmin 2 i 3 które są okropne dla mnie. Jedynie pierwsza gra CDP z wiedźminem była bardzo dobra.
"Ludzie nie łączą sił z potworami tylko czarodziejka z lisicą, tworzy jej portal aby tamta mogła nasłać potwory i zemścić się na wiedźminach za to co jej zrobili. Podwójny motyw zemsty i oklepane wróg mojego wroga."
Panu wyżej chodziło o to, że ludzie walczyli po jednej stronie z potworami - raczej w uniwersum wedźmińskim ludzi przerażały potwory i nigdy nie walczyliby u ich boku bez względu na to, kto je przyzwał. Uciekaliby na widok jednego, a tam były ich setki.
Ta scena kompletnie nie pasuje do nawet naciąganego uniwersum.
Że książki nieczytane to od razu widać bo nie szerzylbys bzdur o "słowiańskości" wiedźmina której w książkach po prostu nie ma.
Zaskoczę cie ale książki są posługując sie twoja terminologia - znacznie większą promocja tolerancji niż Zmora wilka. A ilość Silnych Kobiecych Postaci to tam jest taka że taki samiec alfa jak ty to by zszedł na zawał.
Ty wypaczasz oryginał, nie rozumiejąc co miał przekazać - o tolerancji czy feminizmie między innymi, a nie Netflix. Typowy polski fanboj nie wiedzący o czym mówi
Nawet w grze, nie ma tylko "słowiańskośći" tak samo jak w książce gra czerpie żywcem z rożnych mitologii, trzeba być naprawdę naiwnym by klimaty z Toussaint albo Skellige brać za słowiańskie, sam Sapkowski to przyznał, a ludzie dalej spinają o tą mityczną słowiańskość gdy pojawia się temat Wiedźmina xD
To nieprawda, że w książkach nie ma słowiańskości. Jest, ale jest jej niewiele. Jest w warstwie wiejskiej, wśród chłopów, a nie na dworach. Zresztą Sapkowski jednak Słowianinem jest, więc siłą rzeczy jego książki najbardziej rezonują i mają największą rzeszę wielbicieli w Czechach i w Rosji, a to o tym świadczy, że wiedźmin jednak słowiański jest, bo do słowiańskiej duszy przemawia najbardziej :P
W sumie to ma sens, o czym piszesz, dziwne, że nie przeszło mi to przez głowę, w trakcie oglądania anime.
Zgadzam się z zastrzeżeniem, że to nie jest poprawne. Fabularnie to jest zwyczajnie słabe i sztampowe. Zero kreatywności i wyobraźni. Ja się nudziłam, mimo że anime lubię.
Mogło być gorzej ale równie dobrze mogło być lepiej ja też przez tą animację Japońską średnio czułam Słowiańszczyznę jedynie muzyka jako tako dawała nasz swojski klimat ale i tak w mojej opinii było całkiem git ale mogło być lepiej a i jedyna rzecz jaka mi strasznie psuła seans to to że chyba nikt w filmie nie powiedział choćby raz ,,chędoż się!".